Zawrzemy pakt? Więc o to jej chodziło. Chciała mieć nade mną kontrolę, którą chciała zdobyć podstępem, jednak nie wyszło jej coś. Nie myśląc już dłużej odwróciłam się i odeszłam. Nie mogłam jednak odejść z pustymi rękoma. Z każdym krokiem zabierałam fragment duszy księżnej Celiny. Usłyszałam jak upada i usiłuje złapać powietrze, jak miota się w agonii.
-Poczekaj.-Zdążyła wychrypieć, nim wstrząsnęły nią kolejne spazmy bólu. Mogła mieć coś ważnego do powiedzenia, ale czy ja chciałam tego słuchać? Kolejnych kłamstw, które zniszczyły moje życie.
-Może napiszesz chociaż w jaki sposób.-Karmen siedziała niezadowolona.
-I co, i zniszczyć zabawę? Co z Tobą?-Warknęłam w jej stronę. Nie dość, że musiałam ją zmusić, żeby przyszła, to jeszcze utrudnia mi pisanie.
Zatrzymałam się jednak, dając jej kolejną szansę. Te piętnaście lat zmieniło mnie i nie podobało mi się to w żaden sposób. Sprawiłam, że ból nasilił się, a ona drżała i kaszlała krwią. I sekundę później odpuściłam. Moja energia powróciła i oplotła się wokół mojego ciała, gotowe w każdej chwili zaatakować ponownie. Wszyscy żołnierze stali oszołomieni. Nie wiedzieli czy mają czekać na rozkaz, czy sami mają podjąć jakieś kroki. Wybrali rozsądniejsze wyjście. Czekali.
Celina po chwili okropnego kaszlu zaczęła wstawać. Powoli zataczała się w moją stronę, jeden z żołnierzy pomógł jej do mnie dojść, jednak odszedł szybko, gdy ta stanęła zaraz przy mnie.
-Musisz mi pomóc.-Wytarła krew z kącika ust.
-Nie, ja niczego nie muszę.
-Posłuchaj, wiem, że masz do mnie żal za te piętnaście lat, ale to jest sytuacja kryzysowa. Bez twojej pomocy nie dam rady. Jesteś dobrym strategiem i wiesz, że Thermus też. Tylko ty dasz radę go przejrzeć. Proszę, zrobię wszystko czego chcesz.-Wlepiła we mnie swój błagalny wzrok.
Kiedyś, bardzo dawno temu, zapewne uległabym jej pięknym prośbom i przyjęłabym przeprosiny. Jednak chęć zemsty była zbyt świeża.
-Byłaś głupia, myśląc, że gdy mnie uwolnisz, padnę u twych stóp. Nie zabiję cię. Obiecuję, że będę czekała do ostatniej minuty, abyś mogła zobaczyć, jak twoi ludzie umierają z moich rąk. Zabiję wszystkich twoich najbliższych i wszystkich poddanych, a tobie będę kazała na to patrzyć. Dopiero na samym końcu przyjdę do ciebie, będę kazała patrzeć na poniesioną klęskę. Tyle utargowałaś.
Mój głos z każdym wyrazem stawał się głośniejszy i bardziej ostry. Starałam się włożyć w niego całą swoją nienawiść i obrzydzenie jakie siedziało we mnie od chwili zdrady. Gdy skończyłam, spojrzałam w jej rozszerzone od strachu oczy i powoli odwróciłam się.
-Nie wyjdziesz stąd!-Krzyknęła za mną.-Kazałam moim ludziom przetopić kraty twojego więzienia i wlać je w obramowanie każdego okna i każdych drzwi. Nie wyjdziesz stąd!
-Na prawdę myślałaś, że to jakiś metal trzyma mnie w środku?-powiedziałam cicho i wyszłam.
-I jak?-zapytałam z dumą w głosie i rozsiadłam się wygodnie w fotelu.
-Jest ok.-Powiedziała bez większego przekonania.
Była smutna, widziałam to od samego początku, jednak myślałam, że to przez to, że zmusiłam ją do pomocy, teraz jednak coś się zmieniło.
-Co jest?-próbowałam zachować cichy i spokojny ton głosu, ale gdzieś wkradła się nutka zniecierpliwienia. Karmen często zwracała na siebie uwagę swoimi humorkami, ale teraz już przesadziła. Powinna wiedzieć, że nie jest pępkiem świata.
-Nic.-Warknęła w moją stronę i z impetem odsunęła krzesło, jednocześnie wstając. Z głośnym hukiem siedzenie wylądowało na podłodze i zanim zdążyłam jakoś zareagować, Karmen zniknęła za drzwiami. Coś było zdecydowanie nie tak. Zazwyczaj prawiła mi kazania mówiąc co jej się nie podoba, a teraz...
Może coś na prawdę się stało? Może ma jakieś problemy, w końcu rzadko dawałam jej wolny czas. Tak, to na pewno to.
Uspokojona poszłam do pokoju i położyłam się na łóżku. W końcu pisarka też człowiek. Musi odpoczywać, bo być może we śnie dozna olśnienia. To była sprawdzona metoda. Zawsze, gdy Karmen zawodziła, sen mi pomagał.
No to ciekawe, kto mi teraz sprawdzi poprawność-zasnęłam z tą myślą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz