Ciemność spowijała wszystko. Jedynym źródłem światła była nisko ustawiona lampka. Jej blask padał na zgrabne dłonie, które bez zastanowienia zwiedzały, w połowie zapisaną, kartkę papieru. Czarny atrament ułożył się w równe słowa, a słowa w czyn. Już wkrótce wszystko się zmieni.
-Karmen!-krzyknęła zaraz po przebudzeniu.
Nigdy nie czułam tak silnej potrzeby tworzenia. Zdałam sobie sprawę, że to coś więcej niż zwykłe opowiadanie. Ja stworzyłam postacie, krainę, problemy i jestem za to odpowiedzialna. Nie mogłam tak po prostu powiedzieć, że nie chce mi się.
-Karman!-krzyknęłam znów, gdy nie przychodziła.
Poprawiłam się na krześle i założyłam okulary. Od jakiegoś czasu oczy okropnie mi łzawiły i nie mogłam tego zbyć. Kupiłam sobie najzwyklejsze zerówki, mając nadzieję, że pomogą mi jakoś. Przez chwilę wodziłam palcami po klawiaturze. Kilka razy zaczynałam coś pisać, jednak zawsze kończyło się tak samo, przytrzymaniem klawisza "backspace". W końcu przyszła. Od razu zauważyłam, że nie spała najlepiej. Miała worki pod oczami i potargane włosy. Ubrała dres, czego nigdy nie robiła. Zawsze sądziła, że jest to brak jakiegokolwiek smaku. Usiadła w końcu na fotelu obok mnie i podparła brodę ręką.
-Co jest?-zapytałam, odwracając się w jej stronę. Miałam nadzieję, że powie, że to nic takiego i możemy pisać dalej. Zrozumiałam jednak, że do zgranego duetu potrzebne jest zrozumienie. Powinnam więc jej odpuścić.
-Nic poważnego. -Było to zdanie, które nie ociekało jadem ani głupotą. Byłam z niej dumna.
-Możemy pisać?-odwróciłam się w stronę laptopa i zrobiłam sobie szybki masaż barków.
-Słyszałyśmy, że masz wielkie wsparcie, Thermusie.-Karmen dotknęła jego ramienia. Był to niewinny gest, jednak on odczytywał wszystko tak, jak chciał, a pragnął nowej kochanki. Wiedziałam, że nie kocha swojej żony ze wzajemnością, jednak mógł okazać chociaż trochę szacunku dla niej i rodziców, którzy przecież wybrali mu taką małżonkę. Oczywiście kobieta była piękna za młodu i Thermusowi to wystarczyło. Szybko znudził się jedną kobietą i zaczął sprowadzać do swojej komnaty kochanki. Od tamtego czasu ich małżeństwo jest nieszczęśliwe i nikt nie stara się tego zmienić.
-Owszem. Mam zamiar jechać za jakiś czas na Orientalem i mam nadzieję, że uda mi się to.
-Uda się bez wątpienia.-Karmen zatrajkotała wesoło i rzuciła mu głębokie spojrzenie spod rzęs.
Nie miałam już sił, aby oglądać dalej, te śmieszne zabiegi. Zauważyłam, że Muza wyglądała tak, jakby tego nie dostrzegała. Jednak przez te kilka dniu kiedy tutaj były, mało rzeczy ją zainteresowało. Do wszystkiego podchodziła bez entuzjazmu, jakby z góry zakładała, że to się nie uda. Ale czy mogłam się jej dziwić? Przecież tyle sytuacji w jej życiu zakończyło się fiaskiem.
-Thermusie, nie zapominaj, że mamy wojnę na karku. Kiedy masz zamiar coś zrobić?
Nie mogłam już dłużej patrzeć na ten śmieszny romans.
-Im dłużej się nad tym zastanawiam, tym bardziej wątpię w ten pomysł. Dobrze wiesz, że od zawsze byliśmy wrogami, co prawda nie otwarcie, ale jednak. No i nie trzeba chyba przypominać ci, że stary byk umarł i pozostawił na tronie swojego bękarta i nie omieszkał przekazać mu swoich poglądów. Nie wiem, czy warto się fatygować.
Przez dłuższą chwile zastanawiałam się, czy zwariował. Nawet nie wiedziałam, czy mam się śmiać czy płakać. W końcu postanowiłam przemówić mu do rozumu. Jednak zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, Karmen była pierwsza.
-Pomożemy ci, królu. Potrafię być bardzo przekonująca.-Otarła się zalotni o jego bok, przysparzając go o szybsze bicie serca i całkowite wyłączenie mózgu. Jednak taktyka kobiety podziałała.
-To dobry pomysł. Ja zostałbym tutaj i pilnował królestwa przed atakiem, a wy zdobywałybyście przez ten czas sojusznika. Słyszałaś, Ros? Karmen ma genialny plan.-Zachwycał się nią, jakby była ósmym cudem świata.
-Słyszałam i zostanę z tobą-powiedziałam jak najszybciej tylko mogłam, chcąc nie dopuścić do kolejnej dawki komplementów.
Chciałam poznać reakcję Muzy, jednak nie zauważyłam jej. Z paniką odwróciłam się i wytężyłam wzrok. Nie wiem, dlaczego, ale czułam się odpowiedzialna za nią. Było to śmieszne z wielu powodów, ale nie mogłam po prostu zbyć tego uczucia. Możliwe, że po prostu chciałam ochronić ją przed kolejnym cierpieniem.
-Gdzie jest Muza?-zapytałam w końcu.
-Spokojnie, ona lubi znikać. Nic jej nie będzie-usłyszałam odpowiedź, która zdenerwowała mnie jeszcze bardziej. Zdziwiłam się, że brałam je kiedyś za przyjaciółki, albo za siostry. Poszłam pierwszą lepszą ścieżką w stronę miasta. Mój mózg szybko zainteresował się czymś innym. Zastanawiałam się, gdzie umieścimy wszystkich mieszkańców? Przecież w mieście nie będą mogli zostać, bo gdybyśmy zostali napadnięci, ich domy zniszczone zostaną jako pierwsze. Miast nie było otoczone specjalnie wytrzymałymi murami. Miały one chronić tylko przed dzikimi zwierzętami. Niczego innego nie przewidywano. Muszę porozmawiać o tym z Thermusem. O ile znajdzie dla mnie czas. Przez chwilę zastanawiałam się, jak on mógł zasiąść na tronie, ale wtedy zrozumiałam, że przecież był prawowitym następcą. Żałowałam wielce, że musiałam siedzieć w więzieniu zamiast wychowywać go. Kto wie, może to właśnie był plan Celiny? Może wiedziała, że Thermus stanie się niegroźnym przeciwnikiem, którego umysł został spisany na straty. Gdy weszłam do zatłoczonego miasta, stałam się jedną z nich. Nie liczyła się tutaj przeszłość, ubiór czy pochodzenie. W tym tłumie każdy traktował drugą osobę jak rodzinę. Było to miasto, które słynęło z dobroci mieszkańców. Mijając roześmiane dzieci, zapracowane kobiety i kochających mężczyzn zrozumiałam, że wiele straciłam. Teraz to ja mogłam być jedną z tych szczęśliwych kobiet, które zdążyły założyć rodzinę i pomimo wielu wysiłków dają radę.
I tak idąc i zastanawiając się co by było gdyby, zauważyłam ją. Stała przy straganie z owocami. Nie mogłam jednak stwierdzić czy zamierza coś kupić, czy po prostu stoi zamyślona i sama nie wie co ma zrobić. Podeszłam do niej powoli. Szukałam jej i znalazłam, ale co miałam teraz powiedzieć? Przecież ona była niema. Nie mogłam więc wciągnąć ją w konwersację. Nie wyglądała mi z resztą na taką, co interesuje się plotkami. Tak więc tylko stałam, czując się niezwykle dziwnie. Męczyło mnie jedno, o czym ona myśli? Co kryje się pod tymi granatowymi włosami? Kim ona jest?
Przez chwilę, niezwykle krótką i ulotną chwilę, widziałam jakby bańkę, która otaczała ją. Jakby była w naszym świcie, otoczona własnym. Musiałam koniecznie to zbadać. Gdy tylko ta chwila minęła, nie widziałam już nic. Żadnej bańki, żadnego innego świata.
poniedziałek, 26 sierpnia 2013
piątek, 2 sierpnia 2013
Rozdział 4
-Przybywamy z innego świata z pomocą. Mówcie mi, proszę, Karmen, a to jest, Muza.
-Czego tu szukacie?
Zza Thermusa wyszła Thalia. Wyciągnęła szybko miecz z pochwy i wymierzył go w stronę Muzy. Ta spojrzała na nią złowrogo i już wiedziałam, że jeżeli dojdzie do starcia, może się ono zakończyć tragicznie. Wiatr wokół nowo przybyłej zawirował niebezpiecznie, ale nie zrobiła żadnego dodatkowego kroku. Po prostu stała i patrzyła czekając na ciąg dalszy.
-Widzę, że nie grzeszycie grzecznością. Może ktoś inny doceni nasz sojusz.-Karmen ukłoniła się patrząc zalotnie na Thermusa i już wiedziałam co dalej nastąpi. Mężczyzna od zawsze był kobieciarzem i nie krył się z tym.
-Thalio, odejdź stąd natychmiast.-Warknął w stronę córki, która odeszła rzucając mu spojrzenie pełne pogardy. Widziałam jak powstrzymywał się od ukarania jej.
-Wybaczcie, drogie panie, że tak was potraktowaliśmy. Zapewne znużyła was długa droga. Wejdźcie zatem na poczęstunek.
Wskazał ręką potężne wejście po czym poszedł przodem. Obie panie wymieniły się spojrzeniami po czym weszły, a ja zaraz za nimi. Muszę przyznać, że specjalnie podchodziłam bliżej Muzy, chcąc zrozumieć, dlaczego jej szaty nawet teraz unosiły się na wietrze, którego nie było. Nic nie czułam, nawet gdy myślałam, że zaraz na nią wejdę, nic nie mogłam poczuć. Zaśmiałam się pod nosem, ze swojej głupoty i dziecinności. Ciekawe, kiedy się tak zmieniłam?
Znów znaleźliśmy się przy stole, jednak teraz tylko nasza czwórka. Służba szybko uwinęła się z podaniem świeżych potraw i zniknęła za drzwiami. Dopiero wtedy zaczęliśmy rozmowę. Mówiłam ja, gdyż Thermus zajęty był podziwianiem Karmen.
-Dlaczego chcecie nam pomóc?-Skierowałam swoje pytanie do Muzy, która wydawała się być rozumniejsza. Odpowiedziała jednak blondynka, która widocznie miała podzielną uwagę.
-Pomyślałyśmy, że Celinie przyda się nauczka. I szczerze mówiąc, nudziło się nam.-Wzruszyła ramionami i zrobiła słodką minę, sprawiając, że Thermus rozpłynął się i odleciał.
-Nudziło się wam? Piszecie się na wojnę, a nie jakieś podwórkowe potyczki-warknęłam, widząc lekceważące podejście do sprawy.
-Mamy sojuszników, uspokój się.-Usłyszałam słaby głos Thermusa.
-Dobrze, w takim razie, kim jesteście?
-Powiedzmy, że jestem prawą ręką Muzy, ale nie pytaj kim ona jest. Nikt tego nie wie.-Wyjaśniła popijając zmrożony sok z Piritasajów. Osobiście nie lubiłam tego napoju, ale dawał potężnego kopa i motywował do działania.
-Dlaczego? Ona musi wiedzieć kim jest.
-No tak, może i musi, ale tego się nie dowiemy.
Dlaczego?
-Bo jest niema.
Wybuchnęłam śmiechem, którego nie mogłam od tak powstrzymać.
-Jestem niema? Dobrze wiedzieć-powiedziałam pomiędzy spazmami śmiechu.
-No co? To jest kara za to, że i tak jesteś ładna.
-No dobra, mogę być niema, ale ciekawe jak z tego wybrniesz, bo mogę przecież napisać na kartce.
-To się okaże.
-Ooo...przykro mi-czułam się głupio.
-A nie może napisać odpowiedzi?-zapytałam po chwili ciszy.
-To nie jest takie łatwe. Złożyła przysięgę swojemu mistrzowi, że nigdy jej dłonie nie spoczną na żadnym przedmiocie. Ponoć to miał być ostatni sprawdzian i po jakimś tam czasie miał zdjąć z niej przysięgę, ale nie zdążył, zmarł.
-Nieźle-powiedziałam z podziwem.-Tylko jak ja będę walczyła?
-Skoro nie może niczego dotykać, dlaczego pisze się na wojnę?
-Coś mi mówi, że nie raz zobaczysz jak ona walczy.-Karmen uśmiechnęła się z rozbawieniem i wróciła do cichej rozmowy z Thermusem. Przez chwilę patrzyłam na Muzę. Kobieta w swoim życiu, nie powinna doznać takiego cierpienia. To mężczyźni powinni brać na siebie całe cierpienie, aby żadna kobieta nie musiała o znosić. Coś delikatnego nie może być wystawione na działanie żelaza czy ognia. Poczułam, że mam coś wspólnego z tą cichą osobą. Nie tylko ją wystawili na próbę i nie tylko ona ją przeszła.
-fajne zakończenie, z przekazem-odsunęłam się od laptopa i spojrzałam na Karmen.-Czyli kręci cię Thermus? Nie lepiej stworzyć sobie kogoś nieżonatego?
-Drwij sobie, drwij. Jeszcze zobaczysz, że każdy chłopak będzie mój.
-Już to widzę, z tym twoim hipnotyzującym wzrokiem na pewno-zaśmiałam się widząc jej wypieki na twarzy.
-Za te drwiny tobie też kogoś stworzę i zobaczymy co biedna poczniesz nie mogąc dotknąć ukochanego.-Zaśmiała się złowieszczo i wyszła z pokoju zatrzaskując drzwi.
-Za bardzo się wczuwasz! To tylko opowiadanie!-krzyknęłam za nią, ale nie byłam pewna, czy mnie usłyszała.
Później miałam dowiedzieć się, że to ja przez chwilę byłam jej weną i to przeze mnie znalazłyśmy się tam, z dala od domu, skazane na wytwór własnej wyobraźni.
-Czego tu szukacie?
Zza Thermusa wyszła Thalia. Wyciągnęła szybko miecz z pochwy i wymierzył go w stronę Muzy. Ta spojrzała na nią złowrogo i już wiedziałam, że jeżeli dojdzie do starcia, może się ono zakończyć tragicznie. Wiatr wokół nowo przybyłej zawirował niebezpiecznie, ale nie zrobiła żadnego dodatkowego kroku. Po prostu stała i patrzyła czekając na ciąg dalszy.
-Widzę, że nie grzeszycie grzecznością. Może ktoś inny doceni nasz sojusz.-Karmen ukłoniła się patrząc zalotnie na Thermusa i już wiedziałam co dalej nastąpi. Mężczyzna od zawsze był kobieciarzem i nie krył się z tym.
-Thalio, odejdź stąd natychmiast.-Warknął w stronę córki, która odeszła rzucając mu spojrzenie pełne pogardy. Widziałam jak powstrzymywał się od ukarania jej.
-Wybaczcie, drogie panie, że tak was potraktowaliśmy. Zapewne znużyła was długa droga. Wejdźcie zatem na poczęstunek.
Wskazał ręką potężne wejście po czym poszedł przodem. Obie panie wymieniły się spojrzeniami po czym weszły, a ja zaraz za nimi. Muszę przyznać, że specjalnie podchodziłam bliżej Muzy, chcąc zrozumieć, dlaczego jej szaty nawet teraz unosiły się na wietrze, którego nie było. Nic nie czułam, nawet gdy myślałam, że zaraz na nią wejdę, nic nie mogłam poczuć. Zaśmiałam się pod nosem, ze swojej głupoty i dziecinności. Ciekawe, kiedy się tak zmieniłam?
Znów znaleźliśmy się przy stole, jednak teraz tylko nasza czwórka. Służba szybko uwinęła się z podaniem świeżych potraw i zniknęła za drzwiami. Dopiero wtedy zaczęliśmy rozmowę. Mówiłam ja, gdyż Thermus zajęty był podziwianiem Karmen.
-Dlaczego chcecie nam pomóc?-Skierowałam swoje pytanie do Muzy, która wydawała się być rozumniejsza. Odpowiedziała jednak blondynka, która widocznie miała podzielną uwagę.
-Pomyślałyśmy, że Celinie przyda się nauczka. I szczerze mówiąc, nudziło się nam.-Wzruszyła ramionami i zrobiła słodką minę, sprawiając, że Thermus rozpłynął się i odleciał.
-Nudziło się wam? Piszecie się na wojnę, a nie jakieś podwórkowe potyczki-warknęłam, widząc lekceważące podejście do sprawy.
-Mamy sojuszników, uspokój się.-Usłyszałam słaby głos Thermusa.
-Dobrze, w takim razie, kim jesteście?
-Powiedzmy, że jestem prawą ręką Muzy, ale nie pytaj kim ona jest. Nikt tego nie wie.-Wyjaśniła popijając zmrożony sok z Piritasajów. Osobiście nie lubiłam tego napoju, ale dawał potężnego kopa i motywował do działania.
-Dlaczego? Ona musi wiedzieć kim jest.
-No tak, może i musi, ale tego się nie dowiemy.
Dlaczego?
-Bo jest niema.
Wybuchnęłam śmiechem, którego nie mogłam od tak powstrzymać.
-Jestem niema? Dobrze wiedzieć-powiedziałam pomiędzy spazmami śmiechu.
-No co? To jest kara za to, że i tak jesteś ładna.
-No dobra, mogę być niema, ale ciekawe jak z tego wybrniesz, bo mogę przecież napisać na kartce.
-To się okaże.
-Ooo...przykro mi-czułam się głupio.
-A nie może napisać odpowiedzi?-zapytałam po chwili ciszy.
-To nie jest takie łatwe. Złożyła przysięgę swojemu mistrzowi, że nigdy jej dłonie nie spoczną na żadnym przedmiocie. Ponoć to miał być ostatni sprawdzian i po jakimś tam czasie miał zdjąć z niej przysięgę, ale nie zdążył, zmarł.
-Nieźle-powiedziałam z podziwem.-Tylko jak ja będę walczyła?
-Skoro nie może niczego dotykać, dlaczego pisze się na wojnę?
-Coś mi mówi, że nie raz zobaczysz jak ona walczy.-Karmen uśmiechnęła się z rozbawieniem i wróciła do cichej rozmowy z Thermusem. Przez chwilę patrzyłam na Muzę. Kobieta w swoim życiu, nie powinna doznać takiego cierpienia. To mężczyźni powinni brać na siebie całe cierpienie, aby żadna kobieta nie musiała o znosić. Coś delikatnego nie może być wystawione na działanie żelaza czy ognia. Poczułam, że mam coś wspólnego z tą cichą osobą. Nie tylko ją wystawili na próbę i nie tylko ona ją przeszła.
-fajne zakończenie, z przekazem-odsunęłam się od laptopa i spojrzałam na Karmen.-Czyli kręci cię Thermus? Nie lepiej stworzyć sobie kogoś nieżonatego?
-Drwij sobie, drwij. Jeszcze zobaczysz, że każdy chłopak będzie mój.
-Już to widzę, z tym twoim hipnotyzującym wzrokiem na pewno-zaśmiałam się widząc jej wypieki na twarzy.
-Za te drwiny tobie też kogoś stworzę i zobaczymy co biedna poczniesz nie mogąc dotknąć ukochanego.-Zaśmiała się złowieszczo i wyszła z pokoju zatrzaskując drzwi.
-Za bardzo się wczuwasz! To tylko opowiadanie!-krzyknęłam za nią, ale nie byłam pewna, czy mnie usłyszała.
Później miałam dowiedzieć się, że to ja przez chwilę byłam jej weną i to przeze mnie znalazłyśmy się tam, z dala od domu, skazane na wytwór własnej wyobraźni.
Subskrybuj:
Posty (Atom)